Moja firma skończyła w tym roku 3 lata. Mały, słodki bobasek, ale już zaczyna mieć swoje zdanie. Zacznę więc od życzeń urodzinowych – Marilyn, jedziesz.
Trzecie urodziny to nie byle wynik – podobno właśnie miesiące pomiędzy 25. a 36. są w życiu przedsiębiorstwa statystycznie najtrudniejsze i najczęściej w tym okresie firmy się po prostu likwidują. Z własnego doświadczenia wiem, że bolesnym jest moment przejścia z tzw. „ZUS-u preferencyjnego” na składki w normalnej wysokości – z dnia na dzień moje koszty prowadzenia firmy związane z obciążeniem ZUS wzrosły ponad dwukrotnie! I wtedy rynek krzyczy „Sprawdzam! Pokaż co potrafisz!” a chwilę później okazuje się czy potrafisz i przeżywasz czy jednak, machając białą flagą, odpowiadasz „arrivederci!”
Po trzech latach aktywnego prowadzenia firmy wiem dużo więcej niż wiedziałam wchodząc w tę przygodę. Do założenia własnego biznesu dopingowało mnie wiele osób, ale sama niezbyt wierzyłam we własne możliwości. Zrządzenie losu i seria zbiegów okoliczności (które nigdy nie są przypadkowe) spowodowały, że finalnie wypełniłam wniosek o założenie własnej działalności. Na początku leciałam więc niesiona raczej w dużej mierze rozpędem przypadku. Z czasem zaś, po uspokojeniu huśtawki emocji, zaczął klarować się bardziej ostry i jasny obraz tego czym chcę by była moja firma.
Czego nauczyłam się przez te 3 lata? Przede wszystkim spojrzałam na świat i ludzi z zupełnie innej, nieznanej mi wcześniej perspektywy. To zaś pociągnęło za sobą lawinę nowości – zerknijcie na poniższe podsumowanie bardzo subiektywnych kamieni milowych w mojej przygodzie z własną firmą.
- w pełni legalne prowadzenie firmy w Polsce nie jest wcale aż tak trudne jak głosi powtarzany z ojca na syna mit
- Jednym z moich założeń na wstępie a zarówno projektów eksperymentalnych było uczciwe opodatkowanie każdej zarobionej złotówki – dosłownie. Pilnowałam tego jak oka w głowie. W trakcie pracy na etacie miałam okazję słuchać wielu historii o tym jak to w Polsce nie da się w pełni legalnie prowadzić biznesu – po 3 latach „na swoim” obalam ten mit bez żadnych wątpliwości. To jest możliwe!
- uczciwe wynagradzanie pracowników, bez pomijania ZUS i podatków – jest możliwe
- godziwy zysk po opłaceniu pensji pracowniczych, kosztów firmy i podatków – jest możliwy
- Dla każdego słowo „godziwy” będzie znaczyło co innego – dla mnie „godziwy zysk” jest wypadkową sumy złotówek na koncie i czasu wolnego w zanadrzu – własna firma, jak żadna inna forma pracy, pozwala decydować w największym stopniu o proporcji czasu pracy do czasu wolnego.
- najważniejszym budulcem firmy są jej pracownicy, bez nich żaden rozwój nie byłby możliwy
- Czy to wymaga komentarza? Prowadzenie działalności typowo usługowej w pełni opiera się na umiejętnościach i wiedzy pracowników – nie byłabym w stanie osiągnąć takiego poziomu obsługi firm, jaki prezentuje moje biuro dziś, bez wspierania się wiedzą, zaangażowaniem, pomysłowością i wreszcie zwykłą-niezwykłą, mrówczą pracą moich pracowników. Dziękuję im za to z całego serca!
- „kto nie ryzykuje ten nie pije szampana”
- Praca na niezależnym organizmie jakim jest własna firma, to zupełnie inna para kaloszy niż praca na etacie. Masz wpływ dosłownie NA WSZYSTKO – począwszy od tego z jakimi ludźmi współpracujesz, przechodząc przez kształtowanie cennika twoich usług/produktów a kończąc na wyborze papieru do drukarki – bo może ten ekologiczny jednak bardziej odpowiada twojej wizji świata? Ale ten idyllicznie brzmiący wpływ na wszystko ma też swoje złe strony – za każdą błędną decyzję odpowiadasz bezpośrednio przed klientem ty sam, często również wiąże się to ze stratami finansowymi – nie możesz już liczyć na mięciutki bufor w postaci przełożonego czy szefa, który używając swojej dyplomacji wytłumaczy cię przed klientem. Mimo wszystko aby iść do przodu i sięgać po nowe, warto ryzykować, zadawać niewygodne pytania, kwestionować stary porządek. Często mimo lęku i wątpliwości oraz na przekór podszeptom „dobrych doradców” wybierałam niepopularne rozwiązania, które w efekcie niespodziewanie zakwitały cudownymi spotkaniami i, idąc bardziej w stronę twardego biznesu, lukratywnymi kontraktami.
- najtrudniejszym wyzwaniem w prowadzeniu własnej firmy jest drugi człowiek – wspólnik, pracownik, klient, urzędnik
- O tak! Mówimy w jednym języku, jednak nie zawsze dialog kończy się zgodnym celem, nie zawsze przebiega w przyjaznej i pełnej zaufania atmosferze i w końcu nie zawsze mamy te same priorytety co nasz klient, wspólnik czy pracownik. Bywa tak, że mimo szeregu rozmów, nie osiągamy konsensusu i wybieramy rozstanie. To trudne chwile i trudne refleksje. Czasami ich echo ciągnie się za nami jeszcze długo. Każdy dzień prowadzenia własnej firmy kształtuje więc we mnie umiejętność wyborów, rozstań ale też zgody na nowe początki. Wierzę, że bez jednych, nie byłoby drugich.
- jeśli chcesz łączyć biznes z przyjaźnią, lepiej jasno wyznacz granice i idź na szkolenie z asertywności
- z łączenia biznesu z przyjaźnią wyszłam dość mocno poturbowana i odnotowałam spore straty w ludziach. Cóż, życie. Dziś więc już wiem, że jeśli dzwoni do mnie przyjaciel, z którym dotychczas mieliśmy w zwyczaju spotykać się w piątki wieczorami przy lampce wina i pyta o stałą współpracę, to jasno i wyraźnie omawiam zasady współpracy z moim biurem – przede wszystkim te finansowe ale nie tylko. Wyznaczam granice, określam zakres obowiązków i odpowiedzialności, mówię o terminach obowiązujących obie strony i w końcu o cenniku – o wszystkim możliwie najbardziej szczegółowo, tak aby maksymalnie wyeliminować nieprzyjemne niedomówienia. A jako, że to nie zawsze wystarcza, bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i czasami próbujemy przestawiać granice, to tutaj do akcji wkracza asertywność – bez niej, prawdopodobnie szybko spaliłabym się w pracy lub utonęła na lokalnym rynku.
And last but not least… Dziękuję za te 3 lata wszystkim moim klientom – tym obecnym i tym, z którymi już poszliśmy innymi drogami. Dziękuję wam za zaufanie, za słowa uznania, za ludzkie wsparcie i dodawanie otuchy w trudnych momentach. Dziękuję za odwagę żywej polemiki, za dzielenie się waszą wewnętrzną prawdą, za nieunikanie trudnych rozmów. Te 3 lata były dla mnie pełne bodźców i okazji do rozwoju nie tylko jako przedsiębiorcy ale przede wszystkim jako człowieka. Bo przecież, w ostateczności wszyscy jesteśmy ludźmi i wszyscy jesteśmy sobie równi – niezależnie od tego jak wspaniali, wyszkoleni i utytułowani z nas biznesmeni.